Recenzja filmu

Kraina szkła (2018)
Jeppe Vig Find
Marie Dalsgaard Rønn
Albert Rudbeck Lindhardt
Flora Ofelia Hofman Lindahl

Warzywka

Scenariusz "Krainy szkła" korzysta ze schematu tak klasycznego, że w zasadzie to ów schemat (a nie duet Jeppe Vig Find – Marie Dalsgaard Rønn) jest scenarzystą filmu. A skoro historia pisze się
Zobaczyć jedną duńską produkcję dla dzieci to jak zobaczyć wszystkie. Ich poziom jest równy jak od linijki: film w film mamy przezroczysty styl, przezroczyste aktorstwo i przezroczysty pragmatyzm. Nie, żeby było w tym coś złego. To w końcu filmy dla dzieci, a nie dla kinofili czy nawet masowego widza. Ot, taka tam praca u podstaw: proste historie z prostym przesłaniem, które nie kompromitują się w próbach równania do najmniejszego wspólnego mianownika. Zamiast filmowego cukierka – filmowe warzywka, ciut mdłe, ale jednak zdrowe.


"Kraina szkła"
przykłada ten styl do konwencji fantasy. "Te orki i lodowe kryształy to nie dla mnie", mówi główny bohater Jas (Albert Rudbeck Lindhardt), kiedy kolega zaprasza go do gry w planszówki. Ale to tak jakby chłopak podpisywał swój scenariuszowy los. Zaraz zajrzy bowiem do stodoły, gdzie czyhają dwie uciekinierki z zupełnie innej bajki: młoda Neia (Flora Ofelia Hofman Lindahl) i stara Alva (Vigga Bro), dwie ukrywające się przed pościgiem elfki. Skandynawski nastoletni spleen spotyka więc skandynawski folklor i ani Jas, ani Neia nie wyjdą z tego spotkania tacy sami. Wiadomo.

Wyalienowany, smutny chłopiec wychodzi ze swojej skorupy dzięki spotkaniu z nadprzyrodzonym bytem? Scenariusz "Krainy szkła" korzysta ze schematu tak klasycznego, że w zasadzie to ów schemat (a nie duet Jeppe Vig Find – Marie Dalsgaard Rønn) jest scenarzystą filmu. A skoro historia pisze się sama, cały numer polega na sposobie jej podania. Twórcy stawiają na powściągliwy realizm, na bladą paletę kolorów i proste portrety psychologiczne. Trzymają się blisko ziemi, nie dając się porwać co bardziej nadprzyrodzonym aspektom fabuły. Cała fantastyka figuruje tu w niedopowiedzeniu, w dyskretnej sugestii, dzięki czemu w centrum pozostają wdzięczni, naturalni młodociani aktorzy. Ogląda się to więc leciutko i bezboleśnie. 


Pod tym płaszczykiem konwencji kryje się opowieść o poważniejszych sprawach: o empatii dla innego, o przepracowaniu straty (Jas tęskni za zmarłą matką), o naprawianiu rodzinnych relacji. Otoczka fantasy – jak to w kinie dla dzieci – jest więc tylko pretekstem do podprowadzenia "życiowego" morału. Za sukces Find i Rønna trzeba uznać fakt, że udaje im się zrobić to w sposób nienachalny, bez protekcjonalnego pokazywania paluszkiem. Ta reżysersko-scenariopisarska powściągliwość ma jednak wadę: twórcy szkicują historię tak delikatnie, że umyka im jej pełen potencjał. Gdyby wyraźniej nakreślić konflikt, maznąć portrety bohaterów pełniejszymi kreskami, pozwolić lepiej wybrzmieć kontekstom – wyszedłby porządny film, kropka. A tak mamy jedynie porządny film dla dzieci. 
1 10
Moja ocena:
6
Rocznik 1985, absolwent filmoznawstwa UAM. Dziennikarz portalu Filmweb. Publikował lub publikuje również m.in. w "Przekroju", "Ekranach" i "Dwutygodniku". Współorganizował trzy edycje Festiwalu... przejdź do profilu
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones